Trzeci dzień festiwalu obfitował w filmy o dzieciach i młodych ludziach, ukazujące świat ich oczami, próbujące wniknąć w ich unikalną wrażliwość.
Anna Tatarska: W „Bestiach z południowych krain”, pokazywanych w ramach sekcji Un Certain Regard, Benh Zeitlin snuje opowieść (a raczej: przypowieść) o sześcioletniej Hushpuppy, która uczy się rozumieć – i godzić – z nieuchronnie zbliżająca się śmiercią ojca. Odtwarzająca główną rolę zjawiskowa Quvenzhané Wallis pojawiła się na canneńskiej premierze i zaczarowała publiczność - trudno uwierzyć, że w tym maleńkim ciałku kryje się tak mądry duch, taka dojrzałość i przenikliwość...
"Bestie z południowych krain", fot. Gutek Film
Anna Bielak: Jestem absolutnie zauroczona filmem Zeitlina! Młodziutka aktorka jest niezwykle hipnotyzująca, jej obecność na ekranie jest niezastąpiona. Wchodzę za nią w świat jej fantazji i demonów i całkowicie poddaję się jej woli. Czuję się, jakbym szła za kimś pchana taką fascynacją, że nie patrzę nawet pod nogi. Potykam się, przewracam, ale to nie sprawia, że rezygnuję z drogi, na którą się zdecydowałam. Niecodzienny jest też świat, w jaki wchodzę. Benh Zeitlin umieścił akcję filmu na zalesionych, przypominających dżunglę obrzeżach przemysłowego miasta. Przypominają mi one wioskę ukazaną w pierwszej sekwencji „Igrzysk śmierci”. Hushpuppy zagarnia jednak całą rzeczywistość. Snuje swoją opowieść i zmaga się z apokaliptyczną powodzią. Umiera jakiś świat. Chyba to tylko jej własny świat, nic poza nim. Może Hushpuppy tylko dojrzewa? W pewnym sensie na pewno. Nie zmienia to jednak faktu, że jestem tym zdruzgotana.
AT: Dojrzewanie jako dorastanie do świata okrucieństw i bólu – ale i seksualności, to też wątek przewodni pokazywanego w ramach Tygodnia Krytyki debiutu fabularnego Brytyjczyka Rufusa Norrisa, w którym w doskonale obsadzonych rolach pojawiają się m.in. Tim Roth i Cillian Murphy. „Broken” wnika w świat 11-letniej Skunk, niezwykle dojrzałej jak na swój wiek, ciekawej świata trzpiotki, chorującej na cukrzycę. Dziewczynka obserwuje relacje między otaczającymi ją ludźmi – stosunki w gronie rodziny, w domu sąsiadów, w grupie kolegów ze szkoły – i próbuje na ich podstawie określić swoje „ja”, nie tracąc przy tym duchowej autonomii.
AB: To brzmi jak typowy film inicjacyjny, ale – mimo, że zawiera wszystkie charakterystyczne dla takowego elementy – wykracza poza schematy. Mamy w nim pierwszą miłość, zdradę, rozstanie, stosunki seksualne, kłamstwa, dorastanie do budowania partnerskiej relacji z rodzicami. Pozornie nic w tym ciekawego, a z pewnością nic nowego. Jest jednak w „Broken” subtelność w portretowaniu głównej i precyzja w kreśleniu jej świata. Reżyser bardzo skupił się na formie filmowej. Sprawił, że emocje rodzą się nie tylko ze względu na ciąg fabularnych wydarzeń, określone uczucia wywołują też barwy (ciepłe brązy, czerwienie i jesienne złoto) czy sposób kadrowania (uważne przyglądanie się postaciom, które daje pewność, że reżyser nie ocenia, ale bada swój świat na równi z bohaterami).
AT: Zachwyciły „Bestie…” i „Broken”, ponieważ to filmy stworzone przez autorów o rzadko spotykanej wrażliwości. Oba potrafią ukazać zniuansowany charakter dziecięcej wyobraźni. Ich twórcy pokazują, że dzieci i młode nastolatki widzą i rozumieją dużo więcej, niż myślą dorośli. Śmierć, miłość, współczucie – może najmłodsi nie potrafią mówić o tych emocjach skomplikowanym językiem poezji, ale doskonale wiedzą, co to znaczy i czują to. Obaj twórcy mają też świetny instynkt wizualny – ich filmy są pięknie sfilmowane, udaje im się zachować oryginalność, zaskakiwać, a jednocześnie nie stać się zbyt ekstrawaganckimi, więc nie topią się w stylistycznej przesadzie. Mi osobiście bliżej jest do wrażliwości „Broken”. Zachwyciło mnie jak naturalnie Rufus Norris wplata w przewidywalny rytm codzienności niewyobrażalne zło, ale nie czyni go centrum świata. Okrucieństwo i krzywda nie zawsze muszą wiązać się z oczywistą winą – to konstatacja trudna do przetrawienia, ale „Broken” udowadnia, że słuszna.
"Laurence Anyways", fot. MK2 Productions
AB: A „Laurence Anyways”? Xavier Dolan obrał słuszną drogę?
AT: Ten młody reżyser, wywołał w środowisku filmowców i krytyków poruszenie i ekscytację swoim debiutanckim filmem „Zabiłem moją matkę”. Zrealizował go, gdy miał lat zaledwie dziewiętnaście lat. Jego tegoroczna propozycja to już trzecia w dorobku francuskiego reżysera fabuła – jak zwykle silnie osadzona w jego własnej, intymnej przestrzeni, wypełniona emocjami i odwołująca się do prywatnych doświadczeń. Film śledzi losy miłości Laurence'a i Fran i jej ewolucję na przestrzeni dziesięciu lat. Ich związek definiowany jest jako „ten jedyny”, a miłość kochanków to uczucie, jakie zdarza się raz na milion – piorun z nieba, związek zawarty w trakcie pierwszego spojrzenia. Tę piękną symbiozę naraża na szwank Laurence, gdy pewnego dnia oświadcza Fran... że od lat czuje się kobietą i planuje zmienić płeć. Hasłem przewodnim filmu Xaviera Dolana jest jednak stylizacja. Choć „Laurence…” mógłby by być trochę krótszy (niektóre sceny zdają się być jedynie zachcianką autora-estety), to ujęta w rozbuchaną pełną szalonych kształtów i kolorów formę treść pozostaje poruszająca. Autor stworzył ten film jako hołd dla idei wielkiej, wiecznej miłości. Jego artystyczna bezkompromisowość i niemal barokowa wrażliwość pozwoliła mu osiągnąć zamierzony efekt.
AB: Ja mam mieszane uczucia, co do tego filmu. Były momenty, które mnie zachwycały i chwile, kiedy z niecierpliwością patrzyłam na zegarek. Bardzo cenię jednak to, o czym powiedziałaś – jego bezkompromisowość i barokową wrażliwość. Dolan bez wątpienia jest autorem, którego kolejne filmy to tylko fragmenty większej układanki. Przyglądanie się „Laurence Anyways” jako dziełu osobnemu jest dla mnie pewną przygodą, patrzenie na niego przez pryzmat twórczości Dolana – daje możliwość uczestnictwa w intymnym doświadczeniu, a to może być fascynujące.
AT: Dzisiejszy dzień był jak dotąd najlepszy. Średnia ocena wynikająca z jakości wszystkich filmów wyraźnie podskoczyła w górę. Jedynym ciemniejszym punktem na mojej liście jest konkursowy „Beyond the Hills”. Cristiana Mungiu (jego „4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni” zdobyły w 2007 roku Złotą Palmę) obserwujemy z kolei losy dwóch młodych kobiet, które łączy przyjaźń, zawarta przed laty w sierocińcu, gdzie obie przebywały. Wspólna przeszłość i wszyta w nią wzajemna, niekoniecznie platoniczna relacja automatycznie splata ich losy. Dzieli je jednak metoda przepracowywania dawnych traum. Voichita (Cosmina Stratan) powierzyła swój los Bogu, przebywa w klasztorze. Alina (Cristina Flutur) za wszelką cenę chce odbudować ich relację. Jej determinacja i gniew zostaje jednak opacznie zinterpretowany przez członków kościelnej społeczności...
AB: Cristian Mungiu poruszył w zasadzie ten sam problem, co w swoim poprzednim filmie. Zilustrował go tylko za pomocą innej historii i innych narzędzi. Znów mamy dwie młode kobiety, z których jedna usiłuje wyjść poza społecznie narzucone schematy i ponosi za to kolosalną cenę. Dla mnie jest jasne, że Alina i Voichita były w lesbijskim związku. Voichita jednak uciekła od swoich pragnień, Alina chce jej o nich przypomnieć. Rodzi się jednak konflikt, bo ortodoksyjna, katolicka moralność skreśla wszystko, co odmienne.
AT: Propozycja Mungiu w ogóle nie przypadła mi do gustu. Film wydaje mi się pretensjonalny, nie trzyma tempa, nie udaje mu się zbudować emocjonalnego połączenia między bohaterkami a widzem. Problematyczna relacja dziewczyn jest zbyt rozbita, nie widzę między nimi śladów dawnej „chemii”. Z kolei zachowanie zakonnic i księdza, odprawiane przez nich egzorcyzmy dla osób o mojej wrażliwości niebezpiecznie przesuwają film w sferę absurdu, dają niezamierzony komediowy efekt. Dla mnie – pudło.
AB: Mungiu nie trafił w bramkę. Cóż. Inni starają się o punkty. Niech mecz trwa dalej!
Anna Bielak i Anna Tatarska z Cannes / Portalfilmowy.pl
Źródło: Portalfilmowy.pl