Monday, April 30, 2012
Oficjalnie przez 29 lat działalności więzienia nikomu nie udało się z niego uciec. Na wyspę trafiło ponad 1500 kryminalistów. Na trzech więźniów przypadał jeden strażnik. Jak wyglądał zwykły dzień osadzonych w najsłynniejszym więzieniu świata? O historii Alcatraz pisze Maciej Głaczyński…
Więzienia z całą pewnością nie kojarzą nam się z miejscami, gdzie można przyjemnie spędzić czas. Szczególnie te amerykańskie nigdy nie miały dobrej prasy. Ich obraz zwłaszcza dla osób, które nigdy nie zderzyły się z nimi bezpośrednio – to przede wszystkim filmowe kadry. W związku z tym, że to istotny element amerykańskiej rzeczywistości, wszak to w USA tzw. stopień uwięzienia jest najwyższy na świecie, reżyserzy szczególnie chętnie pokazują nam świat zza krat. To co niedostępne, tajemnicze wzbudza zawsze powszechne zainteresowanie. Przykłady filmów tego typu można mnożyć. Nurt kina więziennego rozwijał się niemal od samego początku historii kinematografii. Obrazy takie jak Skazani na Shawshank czy Zielona mila są uznawane za klasykę gatunku. Być może, gdyby nie filmy czy książki również wizerunek położonego nieopodal San Francisco Alcatraz byłby zupełnie inny. Prawdopodobnie otoczone mrokiem mury The Rock, jak nazywana jest wyspa, same nie uwolniłyby się od ponurej legendy. Powstało tam wiele opowieści będących dla pisarzy i reżyserów podstawą do snucia różnych opowieści. Dzięki nim Alcatraz zyskało nowe życie a kultura stała się bogatsza o nowe historie, które napisało życie więźniów.
Historia tego słynnego więzienia jest krótka. Dość powiedzieć, że było ono czynne nieco ponad 29 lat. Otwarte w 1934 roku, ku niezadowoleniu mieszkańców San Francisco Alcatraz było specyficznym zakładem karnym. Dla około 250 więźniów i mniej więcej 300 innych osób (strażnicy i ich rodziny) musiało być osobliwym domem. Trafiali tam z reguły najgorsi z najgorszych. Skazani za ciężkie przestępstwa podlegające prawu federalnemu.
Alcatraz było więzieniem przejściowym tzn. takim, z którego nie trafiało się na wolność. W miejscu tym system miał udowodnić swoją wyższość nad próbującym jeszcze z nim walczyć skazańcem. Generalnie chodziło o psychiczne złamanie takiej osoby. Nie przewidywano tam żadnych programów resocjalizacyjnych. Jedyne prawa, jakie mieli więźniowie, to jedzenie – robione przez współwięźniów, podobno momentami do zniesienia, cela w zimnych od oceanu murach, ubranie – spodnie i koszula oraz opieka medyczna – w nieźle jak na tamte czasy wyposażonym szpitalu. Do tego prosty system kar i nagród tj., na wszystko trzeba sobie zasłużyć.
Stosowany sytem, określany jako maksymalne uwięzienie przy minimum przywilejów szybko pokazał swoje słabości. Już w 1939 roku zaczęto zastanawiać się czy lepiej nie będzie zamknąć zakładu karnego na wyspie. Lata trzydzieste to jednak przede wszystkim okres walki z przestępczością na masową skalę i Alcatraz było po prostu potrzebne. Potrzeby więźniów schodziły na dalszy plan, a i o koszty, które później okazały się kluczowe, wówczas jeszcze nie pytano.
Dni, jak w każdym innym więzieniu, także i w Alcatraz były do siebie podobne. Pobudka o 6:30. Sprzątanie, szybka toaleta i marsz na 20-minutowe śniadanie. Po nim, dla niektórych praca, a dla innych spacerniak. Więźniowie zajmowali się na wyspie niemal wszystkim, a więc pracą w kuchni, pralni, zakładach krawieckich i szewskich, naprawą maszyn…. W samo południe – lunch, a po nim znów praca do 16:30, kiedy to dla więźniów właściwie dzień się kończył. OZnaczało to powrót do mierzącej półtora na dwa metry i siedemdziesiąt centymetrów jednoosobowej celi. O 21:30 wszystkie światła gasły a strażnicy, co godzinę sprawdzali czy zgadza się liczba osadzonych. Ciągła inwigilacja i niewielka przestrzeń powodowały, że trudno było nawet popełnić samobójstwo (udało się to zaledwie pięciu osobom).
Skazańcy w tym wszystkim mieli jednak czas na sport. Co ciekawe nie grano w koszykówkę, futbol, baseball czy piłkę nożna, ale w softball – grę nieco podobną do baseballu, lecz graną na mniejszym boisku i lżejszą piłką. Wyrzucenie piłki poza mury nie było, zgodnie z zasadami home-runem, lecz autem. Istniały rozgrywki amatorskie i ligowe (po 4 zespoły). Więźniów odwiedzali także zawodowi zawodnicy. Warto dodać, że drużyny były zintegrowane rasowo, podczas gdy społeczeństwo poza murami toczyło właśnie jedne z największych bitew na tym polu, a i w samym więzieniu cele białych i czarnych były od siebie oddalone.
cdn…
Maciej Głaczyński
Maciej Głaczyński – student Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. W latach 2007-2010 relacjonował przebieg najważniejszych wydarzeń siatkarskich w kraju. (spotkania ligowe, mecze reprezentacji, europejskie puchary). Pasjonat historii polityki zagranicznej USA
Copyright ©2012 4 NEWS MEDIA. Wszelkie prawa zastrzeżone.