- „Córka kapitana” Puszkina jest dla Rosjan tym, czym dla nas „Pan Tadeusz”. Wiele osób naprawdę nie rozumiało, dlaczego Polak zagrał rosyjskiego bohatera - mówi Mateusz Damięcki, gość 5. Festiwalu Filmów Polskich „Wisła” w Rosji.
Rafał Kotomski: Nie ukrywa Pan swojego podziwu dla rosyjskiej kultury. Skąd on się wziął?
Mateusz Damięcki: Rosją zafascynowałem się 13 lat temu, gdy przyjechałem do Moskwy i wygrałem tutaj casting do filmu „Córka kapitana”. Zagrałem Piotra Andriejewicza Griniowa, oficera armii carskiej w służbie Katarzyny II. To bohater opowiadania Aleksandra Puszkina, według którego powstał film. Miłość do Rosji nie musi kojarzyć się tylko ze „zdradą”. Czasami mam wrażenie, że moim zadaniem jest łamanie podobnych stereotypów. Na pewno tych dotyczących Rosji.
Mateusz Damięcki, fot. Rafał Kotomski/SFP
Podczas otwarcia festiwalu „Wisła” w Moskwie wspomniał Pan, że reżysera przekonał nie tylko Pański talent, ale również to, co dostrzegł w oczach. Co to było?
Na pytanie jednego z dziennikarzy, dlaczego właśnie Polak – reżyser Aleksander Proszkin odpowiedział: „bo nie ma głębokiego socjalizmu w oczach”. Rzeczywiście ten „głęboki socjalizm” widać nawet w pokoleniu, które nastało po 80.latach. I być może będzie widać tak długo, dopóki będą tutaj żyli ludzie, którzy doświadczyli tego okrutnego reżimu i jako dzieci choć raz widzieli Stalina na Placu Czerwonym. A wracając do filmu pamiętajmy, że „Córka kapitana” Puszkina jest dla Rosjan tym, czym dla nas „Pan Tadeusz”. Wiele osób naprawdę nie rozumiało, dlaczego Polak zagrał rosyjskiego bohatera. Takiego z krwi i kości. Reżyser obejrzał ponad tysiąc młodych aktorów, aspirujących do tej roli. Proszę mi wierzyć, że Rosja pęka w szwach od młodych, zdolnych i ambitnych ludzi. Jest wiele szkół aktorskich, bo to przecież kraj z jakże bogatymi tradycjami teatralnymi i filmowymi.
Dlaczego ta rola nie otworzyła Panu drogi do kariery w rosyjskich filmach?
To dziwne, ale właśnie teraz, podczas festiwalu „Wisła” to pytanie pada. Wcześniej nikt mi go nie zadawał. Pewnie powinienem żałować i żałuję, że za „Córką kapitana” nie poszły kolejne filmy.
Jest szansa, by to nadrobić?
Naprawdę chciałbym tego, ale trzeba wiele poświęcić, by gdziekolwiek zrobić karierę. Jak każdy inny rynek, ten rosyjski jest bardzo trudny. Jako człowiek, który prawie od dwudziestu lat przygląda się polskiemu show-biznesowi, muszę sobie zadać pytanie, co byłoby moją kartą przetargową wobec Rosjan.
A odpowiedź?
Musiałbym znaleźć tutaj dobrego agenta i móc przyjeżdżać na castingi. Naprawdę nie łudzę się, że mogę oczekiwać na role pisane specjalnie dla mnie. Na to się pracuje dekadami albo trzeba być geniuszem. Znam swoje miejsce w szeregu, za to potrafię mocno i uczciwie pracować. Gdyby okazało się, że ktoś tutaj chce mi zaufać i obsadzić w roli cudzoziemca, jestem w stanie tutaj grać. Powiem więcej, to od zawsze było moim marzeniem.
Co specjalnego dostrzega Pan w rosyjskiej publiczności?
Mamy do czynienia z widzem wychowanym na takich filmach jak „Wniebowstąpienie”, „Idź i patrz”, „Wojna i pokój” czy „Zwierciadło”. To jest bardzo wyrobiona i bardzo wymagająca publiczność. I takie sobie amerykańskie kino, to ona ma również na co dzień w rodzimym nurcie. Dla mnie niezwykle ważne jest to, co Rosjanie sobą reprezentują, ucząc się „równoległego życia” poprzez swoje wielkie kino. A dzieła Andrieja Tarkowskiego, Siergieja Bondarczuka albo Nikity Michałkowa to są piętna, które odciskają się na długo. O nich się z pewnością nie zapomina. Za każdym razem, gdy przyjeżdżam do Moskwy i pokazuję jakiś swój film, spotykam z ludźmi znającymi się na kinie, odczuwam lekki niepokój. A może przesadziłem? Może źle tym razem wybrałem? Rosyjscy widzowie są dużo lepszym papierkiem lakmusowym, niż przyzwyczajona do nas, polska publiczność. Po wyborach niektórych kolegów widzimy, że niestety za mało się uczymy. Tutaj w Rosji jest naprawdę inaczej.
Portalfilmowy.pl jest patronem medialnym Festiwalu.
Rafał Kotomski/Korespondencja z Moskwy / Portalfilmowy.pl
Źródło: Portalfilmowy.pl