Wednesday, December 7, 2011
CYWILNE siły policyjne, które powinny zażegnywać konflikt tam, gdzie się on pojawia, rozjuszają protestujących ostatnio Amerykanów swoim zachowaniem, taktyką, wykorzystywanym sprzętem. Czy emocje ulicy wymagają ich gaszenia gazem pieprzowym, a protestujący muszą stawać się celem MILITARNYM?
Policja dysponuje bronią i posiada podobną do wojskowej hierarchię. Tyle, że nie wychodzi na pole bitwy walczyć z wrogiem, ale ma „jedynie” utrzymywać porządek. Od zawsze policjant-twardziel radzący sobie w każdej sytuacji budził szacunek, podobnie zresztą jak bohater wojenny. Jednak patrząc na dzisiejszy styl działania policji, można odnieść wrażenie, że ochrona obywateli i umiejętność negocjacji zeszły na dalszy plan. Nad spryt, strategię i zachowanie zimnej krwi przedkłada się siłę i nowoczesny sprzęt, a tego Ameryce przecież nie brakuje.
Płynące do policji ogromne nakłady rządowe na ochronę i bezpieczeństwo (zwielokrotnione po atakach 11 września) dają zielone światło dla bezwzględności w działaniu. Co najmniej, jakby szeregowy policjant (nie uwłaczając niczyjej godności) na każdym kroku musiał rozprawiać się z terrorystą. Jesteśmy świadkami tego, jak amerykańska wojna z terroryzmem i kartelami narkotykowymi przenosi się powoli na amerykańskie ulice. Istnienie stref wojennych w końcu usprawiedliwia użycie nowoczesnej broni i szkolenia dla policjantów, jak dla wojskowych.
Amerykańska konstytucja teoretycznie mówi o rozdziale oddziałów wojskowych od organów ochrony porządku publicznego w formie Posse Comitatus Act z 1878 r., stanowiącego o zakazie powoływania wojskowego personelu jako oddziałów porządkowych. Jednak w 2011 roku Kongres uchwalił National Defense Authorization Act for 2012, który, jeśli zostanie podpisany przez prezydenta, częściowo uchyli Posse Comitatus Act. Czego zatem należy się niebawem spodziewać? Użycia do tłumienia protestów czołgów (jak w Chinach)? Co ciekawe, niektóre lokalne siły policyjne już korzystają z „nadwyżek” wojskowych i używają czołgów na przykład podczas nalotów narkotykowych.
Paraliżujące okazują się w tym kontekście także żarty polityków, jak na przykład ten ostatni burmistrza Nowego Jorku Michaela Bloomberga podczas przemowy w Massachusetts Institute of Technology, kiedy chwalił się – mając na myśli podlegających mu 330 tysięcy policjantów – że „posiada własną armię w NYPD, siódmą największą armię na świecie.”
Burmistrz żartuje (miejmy nadzieję), ale Nowy Jork nie ma się czym chwalić. Oto co mówi Donna Lieberman, rzeczniczka New York Civil Liberties Union, organizacji walczącej o prawa obywatelskie: „Całe dzielnice w Nowym Jorku zamieniają się w strefy wolne od amerykańskiej Konstytucji. Przejście do metra czy delikatesów nie powinno wiązać się z założeniem, że na swojej drodze spotkamy policjanta, ale to przykra rzeczywistość dla wielu nowojorczyków”. Lieberman zarzuca policji, że jej działania mają skutki przeciwne do zamierzonych a sił porządkowych powinna zostać poddana ewaluacji.
Wprost o militaryzacji taktyk policyjnych mówi Timothy Lynch, zajmujący się sądownictwem karnym w Instytucie Katona, libertariańskim think-tanku: „Bardziej od policyjnej broni i sprzętu przeraża wojskowy sposób myślenia, który przenika do trybu pracy funkcjonariuszy. Właśnie w taki sposób policjanci przeszukują i prowadzą naloty na mieszkania i w taki sposób radzą sobie z obywatelami”.
Zaniepokojenie niektórych Amerykanów popierają statystyki. Dziennikarz Radley Balko mówił w 2007 roku przed komisją Izby Reprezentantów o odkryciu kryminologia, który oszacował, że liczba brygad antyterrorystycznych wzrosła w USA o 1500 procent (!) na przestrzeni 20 lat.
Chciałoby się rzec, że rosną zagrożenia, to rośnie siła policji. Ale sami stróże prawa przyznają, że częściej korzystają z wozów opancerzonych i broni automatycznej w zwalczaniu przestępczości niż w walce z terroryzmem.
Tłumienie protestów amerykańskich „oburzonych” budzi zastrzeżenia w Oakland czy Nowym Jorku, ale są też wyjątki. W Los Angeles policja ściągała z drzew demonstrantów… żurawiem wysięgnikowym. Jak mówi Chuck Wexler z Police Executive Research Forum: „Liczy się podejście i żadna broń świata nie zastąpi zdrowego rozsądku”.
Anna Samoń (na podst. Al Baker, New York Times)