"Zatoka delfinów" - zatoka grozy



Ric O’Barry był niegdyś słynnym treserem morskich ssaków. Jego talent przyczynił się w latach 60. do sukcesu serii o delfinie Flipperze, a pośrednio do gigantycznego rozwoju delfinariów na całym świecie. Ale od czasu, gdy jedno z filmowych zwierząt z powodu depresji wywołanej życiem w niewoli zadusiło się na śmierć, bohater stał się gorącym orędownikiem zamykania rozmaitych "Sea World" i wypuszczania zwierząt na wolność.

W wyróżnionej Oscarem i obsypanej deszczem nagród "Zatoce delfinów" (ang. The Cove) (2009) Louie Psihoyosa ekologiczna pasja O’Barry’ego idzie w innym kierunku – otóż wraz z grupą zapaleńców z reżyserem włącznie (fotografem National Geographic i założycielem Oceanic Preservation Society) postanawia potajemnie sfilmować odbywający się co roku w maleńkim Taiji w Japonii makabryczny rytuał „połowu” delfinów. Zatoka dokumentuje więc nie tyle naznaczoną konsumpcjonizmem obłudę Zachodu, który znęca się nad zwierzętami pod radosną etykietą delfinio-człowieczej przyjaźni, co hipokryzję Japończyków. Obwieszając swoje miasto infantylnymi obrazkami z uśmiechniętym delfinkiem, wygłaszają z kamienną twarzą tyrady o „humanitarnym” sposobie połowu zwierząt, zaś pod osłoną nocy zwabiają sonarem i dźgają harpunami kompletnie zdezorientowane i bezbronne zwierzęta. Mięso delfinów nafaszerowane rtęcią sprzedawane jest jako wielorybie i serwowane w japońskich stołówkach szkolnych.

"Zatoka delfinów", fot. PLANETE +

O tym, że między tymi dwoma rodzajami hipokryzji nie ma większej różnicy, nikt w filmie nie mówi i siłą rzeczy ostrze oskarżenia kieruje się w stronę fatalnie tu wypadających Japończyków. W Kraju Kwitnącej Wiśni i nie tylko tam wywołało to oczywiście burzę protestów. Nie dziwię się jednak twórcom, że na warsztat mozolnej bądź co bądź, przynoszącej niewdzięcznie skromne rezultaty walki o prawa zwierząt wzięli temat spektakularny: naprawdę trudno przejść obojętnie wobec finałowej sceny masakry.

"Zatoka delfinów", fot. PLANETE +

"Zatoka delfinów" jest niezwykłym dokumentem również dlatego, że opowiedziano ją jak film sensacyjno-szpiegowski, z fantastycznym wyczuciem tempa i dramaturgii, przy udziale specjalistycznej ekipy gotowej ryzykować więzieniem za łup w postaci materiału z masakry (połowy są strzeżone przez lokalną policję jak dobro narodowe). To także zarzucano Psihoyosowi i O’Barry’emu: oto ferajna ekomaniaków bawi się w przygodowe kino. Ostatecznie wszystko to są jednak środki prowadzące do celu. Jeśli będzie nim coś więcej, niż wycofanie delfinów z menu szkolnych stołówek, należy to uznać za sukces.

"Zatoka delfinów", fot. PLANETE +

 

Barbara Kosecka / portalfilmowy.pl
Źródło: Portalfilmowy.pl