Od Fryderyka Rossakovsky-Lloyd dostalam, moze w ramach podziekowania za wywiad, moze w ramach sympatii, a moze z zupelnie innego powodu, ksiazke jego autorstwa pt. "Wypominki i wspominki". Pod ostatnim postem, w którym nie omieszkalam sie tym faktem pochwalic, pojawilo sie kilka sugestii napisania recenzji. Przyznaje sie bez bicia, ze nigdy w zyciu recenzji nie pisalam, ale skoro wyzwanie jest, to trzeba sie z nim jakos, na swój sposób zmierzyc, totez napisze kilka zdan o tym, jakie uczucia i mysli towarzyszyly mi podczas kontaktu z ksiazka.
Pierwszym odczuciem byla wielka radosc- od kilku dni czekalam juz na przesylke od Fryderyka, któremu uprzejme panie na poczcie w Londynie powiedzialy, ze powinna dojsc w 2 dni. Oczywiscie w 2 dni nie doszla, stad moje niecierpliwe oczekiwanie i radosc, kiedy w koncu dotarla.
Pozytywne emocje wywolala u mnie juz sama oprawa graficzna ksiazki oraz sposób jej wydania- niby takie nic, a zawsze zwracam na to uwage. W przypadku "Wypominek i wspominek" czytelnik trzyma w reku istny kalejdoskop- epika przeplata sie z liryka, a calosc uzupelniaja liczne fotografie rodzinne oraz reprodukcje glinianych rzezb samego Fryderyka. Nie ma wiec miejsca na nude czy monotonie.
Rozpoczynajac lekture najbardziej zastanawialam sie, czy wciagne sie w historie cudzej rodziny, w cudze wspomnienia- czasem przeciez nawet opowiesci znajomych potrafia zanudzic, a co dopiero historie osób nam calkowicie obcych. Tymczasem, ksiazke przeczytalam praktycznie jednym tchem (w czym z pewnoscia pomoglo mi takze letnie marcowe slonce; oczywiscie, gdyby nie bylo slonca, tez pewnie przeczytalabym jednym tchem, ale jestem tak szczesliwa z powodu dzisiejszej pogody, ze nie jestem w stanie o tym nie wspomniec). Z zainteresowaniem wczytywalam sie w kazda kolejna opowiesc, z wielka uwaga sledzilam podpisy pod kazdym zdjeciem starajac sie poprawnie rozszyfrowac, kim sa przedstawione osoby, z napieciem przewracalam kolejne kartki.
Uwazam, ze jest to duzy plus dla kazdego autora, jezeli jego twórczosc czyta sie lekko i przyjemnie. Oczywiscie, sa fragmenty, przy których trzeba sie zatrzymac, zastanowic, moze nawet do nich wrócic, ale mam tu na mysli jedynie niektóre fragmenty liryczne.
Uczucie, które przemawialo do mnie najbardziej z opowiesci narratora, to gorycz- jednak nie jest to gorycz swieza i bolaca, mam wrazenie, ze narrator juz dawno pogodzil sie z róznymi bolesnymi faktami z historii rodziny i gorycz przeistacza w sarkazm.
Natomiast jesli chodzi o poezje- moim zdaniem kazdy wiersz ma inny nastrój, niesie inne przeslanie, inne uczucia. Trafilo do mnie co najmniej kilka z nich, ale pozwole sobie zaprezentowac jeden, który najbardziej odzwierciedla uczucia, które mi samej towarzyszyly w ostatnim czasie:
Listy
nie ma juz listów
pachnacych kochaniem
nikt dzisiaj liter
nie piesci
ani nie wklada duszy
w haftowane tesknota
koperty
nikt nie omawia szczescia
nikt nie porusza bolesci
rozterek serca
ani radosci
listy sa teraz zimne
bezduszne
klarowne
pachna prawem
wymowne w tresci
najczesciej od osób
nam nieznanych
I cóz wiecej mozna dodac? Mamy Internet, latwosc kontaktów, tylko uczucia chyba juz nie te, co kiedys...
Jesli chodzi o minusy ksiazki, to musze wskazac na dwie rzeczy. Po pierwsze, w niektórych miejscach razily mnie nieco niedociagniecia edytorskie, jednak nie byly one na tyle powazne, zebym miala poczuc oburzenie. Druga rzecz, dosyc nietypowa... to zapach ksiazki. Nie wiem, czy to kwestia papieru, czy moze farby drukarskiej, ale mialam momentami wrazenie, ze gdzies w poblizu znajduje sie smazalnia ryb..
Reasumujac, bardzo ciesze sie, ze Fryderyk byl tak uprzejmy, zeby wyslac mi swoja najnowsza ksiazke. Dopelnila ona radosci w tym cudownym dniu i pozwolila mi w bardzo przyjemny sposób spedzic popoludnie. Mysle, ze wróce dno niej jeszcze raz, zeby w wiekszym skupieniu poswiecic sie czytaniu poezji.
Paulina
za-oceanem.blogspot.com