• RSS
Saturday, May 5, 2012 8:12:00 AM


Amerykanie nie pomogli Gruzinom, gdy w 2008 roku najechali na nich Rosjanie. Teraz przy pomocy filmu pomagają im wygrać wojnę informacyjną. 
Głównym celem „5 dni wojny” (5 days of war)  jest pokazanie, jak w Gruzji było naprawdę. Przekaz telewizyjny krajów zachodnich został zdominowany przez rosyjską wersję wydarzeń, według której chodziło o ochronę ludności rosyjskojęzycznej, żyjącej w Osetii Południowej. Gruzja nie tylko nie zyskała podczas tej nierównej konfrontacji wsparcia krajów zachodnich, ale też jej głos był niesłyszalny. Rosjanie nieprzypadkowo wybrali na moment inwazji dzień rozpoczęcia igrzysk olimpijskich.



Kadr z filmu "5 dni wojny", fot. FT Films

Film Renny'ego Harlina, reżysera "Szklanej pułapki 2" i "Na krawędzi" został zrobiony głównie z myślą o widzach spoza Gruzji, dlatego jego głównym bohaterem jest przybysz z zewnątrz, korespondent wojenny. Przed rozpoczęciem właściwej akcji, widzimy go podczas misji w Iraku, gdzie przyjaźni się z Gruzinami. To wprowadzenie pomaga nie tylko zrozumieć jego przeszłość i motywacje, ale też przypomnieć widzom, że Gruzja jako wierny sojusznik Stanów Zjednoczonych wysłała swój kontyngent wojskowy na prowadzoną przez NATO wojnę. Łączenie wątków fikcyjnych z polityczno-historycznymi przesądza o charakterze całego filmu.

Jego pomysłodawcy dla opisania konfliktu gruzińsko-rosyjskiego wybrali kino akcji w nadziei na dotarcie do maksymalnie szerokiego grona odbiorców. Nie wszystkie elementy kina rozrywkowego dobrze służą głównemu celowi filmu.

Korespondenci wojenni rejestrują moment wejścia do wsi najemników armii rosyjskiej, którzy dopuszczają się ludobójstwa. Od tej chwili bohaterowie pokonują liczne trudności, aby wysłać materiał do zachodniej stacji telewizyjnej, która pokazałaby prawdę o działaniach Rosji na terenie Gruzji. Liczne, niewiarygodne rozwiązania dramaturgiczne, zwykle traktowane w kinie akcji z przymrużeniem oka, są trudne do przełknięcia w historii, która ma swój ciężar poza ekranowy. Ileż razy oprawca mierzył w głowę ofiary i w ostatniej chwili sam padał od niespodziewanej kuli? Z odbiorem tej opowieści jest inaczej, bo to miała być historia.

Twórcy filmu powtarzają ujęcia pasterza z trzódką na tle wielkiej urody gruzińskich krajobrazów, by odbiorcy zrozumieli, że zaatakowano niewinny, bezbronny kraj. Zaangażowani, wrażliwi na krzywdę słabszych, widzowie przyjmują do wiadomości, że w takiej sytuacji autorzy musieli posługiwać się uproszczeniami. Jakoś przełykają przegadane dialogi, które przybliżają trudną i nieznaną im rzeczywistość: lepiej do rozmowy między korespondentami wojennymi wprowadzić temat prawdziwych motywacji Rosjan (im nie chodzi o prawa ludności w Osetii Południowej, tylko o rurociąg) niż dobudowywać dodatkowy wątek, który rozbijałby spójność akcji.

Film kończą wypowiedzi rodzin i bliskich autentycznych ofiar rosyjskiej inwazji. To element, który ma dodatkowo uwiarygadniać zdarzenia, przedstawione w fikcyjnej fabule.

Jakby polityki w tym filmie było mało, polski dystrybutor zdecydował się włączyć do oryginalnego filmu materiały archiwalne z wizyty Lecha Kaczyńskiego w Gruzji. Pojawiają się one jeszcze przed napisami końcowymi.

„5 dni wojny” jako film nie odnosi zwycięstwa. Czy wygra wojnę informacyjną dla Gruzji? Trudno powiedzieć, bo czegoś takiego jeszcze nie było. Jak Gruzinom udało się pozyskać Andy’ego Garcię do roli Saakaszwilego i innych mniej znanych lub dawno nie widzianych artystów jak Val Kilmer? Prezydent Gruzji w materiale, znajdującym się na stronie filmu, tłumaczy zaangażowanie wielu hollywoodzkich twórców w ten projekt względami prywatnymi. Garcia pochodzi z Kuby, Harlin z Finlandii. Każdy z nich jako emigrant ma powody, by wspierać dążenia do wolności.

Katarzyna Skorupska
Źródło: Portalfilmowy.pl