|
źródło: http://sportsillustrated.cnn.com |
Na wstępie pragnę poinformować, że post ten nie będzie o moich rozważaniach na temat wyników, (nie)wybudowanych autostrad, urody piłkarzy czy innych, jakże często poruszanych, aspektów zakończonego już Euro Cup 2012.
Chyba nie jest dla nikogo niespodzianką, że piłka nożna (soccer) nie jest w USA specjalnie popularna. Nie znaczy to jednak, że nikt się nią tutaj nie interesuje. Inna sprawa, że głównymi fanami tego sportu są chyba mimo wszystko imigranci z Europy i Meksyku :P.
Do napisania tego posta zainspirował mnie już jakiś czas temu komentarz, w którym jeden z Czytelników, Paweł, pytał o to, czy w USA informują o Euro. Za bardzo nie informują, ale coś tam jednak ludzie wiedzą. Tak więc dziś kilka słów o tym, jak wygląda Euro z perspektywy Europejki, fanki piłki nożnej, mieszkającej w USA :)
Szczerze mówiąc informacje o Euro czerpałam tylko z polskich mediów. W amerykańskich też można było znaleźć trochę informacji, ale nie było ich zbyt wiele. W USA prym zdecydowanie wiodą football amerykański (mylony często z rugby), koszykówka, baseball czy hokej. Piłka nożna jest daleko poza czołówką. Tym bardziej więc zaskoczyło mnie pewnego dnia pytanie Jona, prowadzącego konwersacje (na które zapisałam się jakiś czas temu, o czym już wspominałam), o Euro Cup w Polsce. Rozmowa ta toczyła się jeszcze na etapie rozgrywek grupowych, więc wymienialiśmy opinie o wielu drużynach i zawodnikach. Jak się okazało, nawet w Stanach znalazłoby się trochę kibiców piłki nożnej! Dowiedziałam się także, że w wielu amerykańskich pubach (no dobra, europejsko-amerykańskich) można trafić na transmisje meczów. Przyznam, że było to dla mnie sporym zaskoczeniem.
Euro uświadomiło mi jeszcze jedną rzecz- jak wielu Europejczyków mieszka w Chicago. Owszem, podejrzewałam taki stan rzeczy, niemniej kiedy wychodziłam z domu po jakimś meczu (większość meczów zaczynała się o godzinie 13.45 czasu amerykańskiego), bardzo ciekawym doświadczeniem było oglądanie samochodów ustrojonych we flagi państwowe zwycięskich drużyn. Miałam wrażenie, że ludzie tylko czekali na koniec meczu, żeby pochwalić się wszem i wobec, z jakiego są kraju! :D Oczywiście pod warunkiem, że to ich drużyna wygrała... Ciekawa jestem, ile z tego całego zamieszania z wysypem flag na samochodach rozumieli Amerykanie :) Jedno z takich ozdobionych aut udało mi się nawet sfotografować :P (jeśli dobrze pamiętam, było to po meczu, który dał Włochom wyjście z ćwierćfinału).
Muszę stwierdzić,że bardzo brakowało mi tutaj polskiej atmosfery kibicowania. Wszyscy mają daleko do innych, o wiele trudniej jest "zgadać" się na wspólne oglądanie meczu. To nie to co w Polsce, kiedy chociażby podczas Mundialu dwa lata temu praktycznie codziennie gościliśmy u siebie znajomych, albo sami byliśmy gdzieś goszczeni. Tak, polskie kibicowanie to zdecydowanie jedna z tych rzeczy, których brakuje mi w USA.
Na sam koniec złamię jednak postanowienie ze wstępu i napiszę kilka słów o meczu finałowym. Od samego początku obstawiałam wygraną Hiszpanii, co może potwierdzić chociażby wspomniany wcześniej Jon ;p Jednak, obserwując grę Hiszpanów w etapach ćwierć- i półfinałowych, kiedy przechodzili bardziej dzięki szczęściu niż swojej grze, miałam mieszane uczucia przed ostatnim meczem. Może jednak Włosi bardziej zasłużyli na Puchar? A co Wy o tym myślicie?