W 1352 roku na zamku brzeskim zmarł - po zjedzeniu trzynastu pieczonych kurczaków i wypiciu kilku litrów wina i piwa - książę Bolesław III. Rozrzutny, prawny dziedzic królestwa polskiego. Umierał wszakże nie tylko bez korony, ale z potężnymi długami przekraczającymi 15 tysięcy grzywien i z klątwą nałożoną nań przez papieża Benedykta XII. Tę niezwyczajną śmierć Długosz skomentował słowami: "Książę Bolesław zmarł z przejedzenia i opilstwa".
Śmierć z obżarstwa kontrastowała w oczywisty sposób z sytuacją średniowiecznego człowieka. W latach dostatku spożywał on w ciągu dnia około 70 dkg chleba, 20 dkg mięsa i ryb i wypijał ćwierć litra mleka. Ten ubogi jadłospis był nader często zakłócany przez klęski głodowe. Sprowadzały je anomalie pogodowe, przeloty szarańczy, pomory bydła, plagi gryzoni, a nade wszystko ciągłe wojny, które pustoszyły kraj, zostawiając po sobie ugory i zgliszcza. Wieśniacy narażeni byli ponadto na bezprawie ze strony feudałów, którzy bezkarnie rabowali im zboże i bydło. Kronika Wielkopolska postępowanie feudałów nazywa zresztą usankcjonowanym prawem.
Wzmianki o głodzie przewijają się zatem bez przerwy w historii średniowiecza. Obliczono, iż w Niemczech w ciągu 600 lat (od 709 do 1317 roku) głód panował aż 276 razy. Polska była krajem mniej zamożnym i częstotliwość głodu mogła tu nawet być jeszcze większa. Zważywszy zaś, iż klęski głodowe trwały nieraz po kilka lat, można przyjąć, że występowały one nieomal bez przerwy. Raz miały charakter ogólnokrajowy, a raz regionalny, ale zawsze były równie dotkliwe dla tych, którzy z ich powodu cierpieli. W czasie głodu żywiono się przede wszystkim chwastami i trawą, spożywano liście z drzew oraz wypiekano chleb z plew i drzewa strawionego przez robaki. Długosz pisał nawet, że "głód do takiej ludzi przywodził ostateczności, że strach powiedzieć, rodzice dzieci, a dzieci rodziców z głodu zabijały i jadły. Niektórzy ciała wisielców z szubienicy odrywali i zjadali".
Na tym tle zupełnie paradoksalnie wyglądały zatem uginające się od jadła i napitków monarsze i książęce stoły.
Obżarstwo było bowiem wrodzoną cechą zdecydowanej większości Piastów. Kronikarz Gall wspominał, iż do każdego posiłku Bolesław Chrobry kazał zastawiać 40 stołów. Na stołach tych znajdowały się olbrzymie ilości mięsa, a zwłaszcza dziczyzny. Polowano wówczas namiętnie, a zwierzyna stanowiła książęce regale. Jadano także ryby, jarzyny i owoce. W jedzeniu nie obowiązywał żaden umiar (z wyjątkiem postów, za których łamanie Chrobry kazał wybijać zęby) i nic przeto dziwnego, iż Piastowie należeli do ludzi otyłych, a kilku z nich nosiło przydomki Gruby lub Brzuchaty. O dużym brzuchu Bolesława Chrobrego wspomina kronikarz ruski, a o tuszy Kazimierza Wielkiego - Jan Długosz.
Historia królewskiej linii piastowskiej zamyka się zresztą między dwiema ucztami. Pierwszą z nich wyprawił w roku 1000 w Gnieźnie Bolesław Chrobry dla uczczenia cesarza Ottona III, druga odbyła się w Krakowie u Wierzynka w 1364 roku przy okazji zjazdu monarchów. Uczestniczyli w niej między innymi król Kazimierz Wielki, cesarz Karol IV, następca cesarskiego tronu Wacław, królowie: Danii - Waldemar, Węgier - Ludwik, Cypru - Piotr oraz liczni książęta austriaccy, pomorscy, brandenburscy, mazowieccy i śląscy.
Nie znamy niestety jadłospisów tych uczt. Były one jednak wielekroć wspanialsze od skromnego poczęstunku, który wydał drugorzędny książę legnicki i podczas którego skonsumowano połowę wołu, 5 baranów, 2 cielaki, 24 kury, 3 mendle karpi, 1 mendel szczupaków, pół cebra innych ryb, 2 wiadra masła i wypito jednocześnie 3 beczki piwa i 2 wiadra wina.
W wieku XV na przyjęcie króla Macieja Korwina rada miejska Wrocławia nakazała przygotować 6 wołów, 10 cieląt, 10 baranów, 12 jagniąt i kóz, 200 kur, dziczyznę i kilkanaście koszów ryb. Uczta ta kosztowała około 400 grzywien, co stanowiło wówczas 20% rocznego dochodu miasta. Przykłady te dają pojęcie o wspaniałości uczt królewskich i cesarskich.
Uczty nie odbywały się oczywiście codziennie, ale i tak na co dzień na książęcych stołach pojawiało się tyle jadła, ile prosty kmieć nie zjadł w ciągu roku. Do zupełnych wyjątków należeli książęta, którzy zachowywali umiar w jedzeniu i piciu, a przykład Kingi, która nie jadała mięsa, oraz innej wegetarianki - świętej Jadwigi, która żywiła się chlebem odkupionym od żebraków, trącą, na ówczesnym tle, patologią.
Obżarstwu towarzyszyło oczywiście pijaństwo. Pito przede wszystkim piwo i sfermentowany miód. Nieco później na stołach pojawiło się importowane wino. Wódkę przyniósł dopiero wiek XVI. Przez pewien czas obowiązywał zakaz jej picia w niedziele i święta.
Do największych miłośników mocnych trunków należeli: Bolesław Śmiały, Kazimierz Sprawiedliwy, Leszek Biały, Bolesław Rozrzutny, Jan Kropidło, Henryk XI. Nawyk picia rozpowszechnił się do tego stopnia, że kto miodu nie pijał, wino rozcieńczał i zadowalał się wyłącznie piwem, zasługiwał na uwiecznienie go w kronikach. Autor Kroniki Wielkopolskiej takie właśnie cechy podkreślał u księcia Przemysła I.
Przywiązanie do picia było silne do tego stopnia, iż Leszek Biały odmówił uczestnictwa w wyprawie krzyżowej, jako że "w Palestynie piwa nie ma i żyć przeto tam nie można". Konrad ścinawski odrzucił godność patriarchy akwilejskiego, ponieważ przyzwyczajony był do piwa warzonego w Ścinawie, z którego w żaden sposób nie potrafił zrezygnować.
W wieku XIV szeroki gest książęcy naśladować poczęli feudałowie kościelni, szlachta i bogate mieszczaństwo. Biskup wrocławski książę Konrad IV oleśnicki nie załatwił żadnej sprawy, o ile petent nie obdarował go wcześniej beczułką wina. Zamiłowanie do jedzenia i picia stało się w Polsce prawdziwą plagą. Usiłując temu zaradzić, król Kazimierz Wielki wydał już w początkach swego panowania specjalne ustawy antyzbytkowe. Ustalały one, że na weselu nie może być więcej niż 30 półmisków, a liczba potraw nie może przekraczać pięciu.
Charakterystyczne w tym względzie są także statuty księcia brzeskiego Jerzego II. Wydzierżawił on monopol wódczany czterem mieszczanom, zakazując wszakże sprzedawania alkoholu w święta i podczas kazań. Popierał wprawdzie produkcję piwa i wódki, gdyż przynosiła mu znaczne dochody, ale zwalczał pijaństwo. Specjalny dzwon wydzwaniał godziny zamknięcia karczem i piwiarni. Po tej godzinie zarówno gospodarze lokali, jak i goście obowiązani byli do płacenia grzywny. Nie dotyczyło to jedynie gości zagranicznych i podróżujących.
Podobne zarządzenia wydawały także rady poszczególnych miast. Na przykład zarówno przepisy wrocławskie z 1374 roku, jak i świdnickie z 1379 nie dozwalały, aby na uczcie weselnej podawano więcej niż cztery potrawy i jedną przystawkę. Jedna misa przypadać miała na cztery osoby, a mis tych nie mogło być więcej niż 25. Przepis zgorzelecki z 1460 roku zakazywał w trakcie przyjęć z okazji chrzcin lub wywodu kobiety podawania jajecznego i korzennego pieczywa oraz importowanego wina i piwa. Ograniczono liczbę gości weselnych do 24 w południe i 12 wieczorem. Zakazano picia ciężkich win, takich jak małmazja lub wino rodzynkowe.
Ustawy te nie przyniosły jednak spodziewanego rezultatu. O ich nieskuteczności świadczy fakt, iż w Zgorzelcu nakazywano na przykład przysięgać każdemu z gości, że wszystko odbywało się zgodnie z prawem.
Zamiłowanie do jedzenia i picia stawało się wśród feudałów coraz bardziej rozpowszechnione, aby swoje apogeum osiągnąć w sybaryckiej Rzeczypospolitej Szlacheckiej.
Jerzy Jankowski
www.ruinyizamki.pl