• RSS
Tuesday, April 3, 2012 6:25:00 AM
Nie mieli klopotów pilkarze Red Bulls Nowy Jork z pokonaniem Colorado Rapids. Bohaterem niedzielnego meczu byl Thierry Henry, który zdobyl dwa gole i mial udzial przy pozostalych dwóch trafieniach. Widac, ze w tym sezonie znowu wszystko bedzie spoczywac na jego barkach, ale widac tez, ze Francuz jest w stanie ten ciezar udzwignac. 

Spike i jego syn
kibicuja Red Bulls
W spotkaniu tym zagraly druzyny z przeciwleglych biegunów. Red Bulls w pierwszych dwóch spotkaniach nie zdobyli nawet punktu, natomiast Colorado mialo na koncie komplet zwyciestw. Miejsowi musieli wiec ten mecz wygrac, a o dodatkowa mobilizacje postaral sie znany nowojorski rezyser Spike Lee, który wraz z synem zasiadl w lozy VIPów. Trzeba przyznac, ze twórca „Do the Right Thing”, „Jungle Fever” czy „Malcolma X” równie dobrze wyglada w bialo-czerwonym szaliku Red Bulls jak niebiesko-pomaranczowej czapeczce NY Knicks.

W porównaniu z poprzednimi meczami trener Hans Backe dokonal dwóch roszad w skladzie. Do druzyny po 3-meczowej karencji powrócil Rafa Marquez, którego szwedzki coach nowojorczyków widzi w tym roku tylko i wylacznie w roli pomocnika – czyli tam, gdzie ex-gracz Barcelony czuje sie najlepiej. W wyjsciowej jedenastce znalazl sie tez pozyskany przed sezonem z Portland 10-krotny reprezentant USA Kenny Cooper, który z przodu ma zastapic zarówno majacego problemy imigracyjne Luke’a Rodgersa jak i kontuzjowanego wczoraj w meczu kadry olimpijskiej Juana Agudelo.

Gracze Red Bulls przywdziali trykoty
na czesc Fabrice'a Muamby
Red Bulls, których kapitan Thierry Henry w tygodniu polecial do Londynu, aby odwiedzic w szpitalu Fabrice’a Muambe wyszli na rozgrzewke odziani w trykoty z napisem „Get Well Soon Muamba”. Henry we wsparciu dla gracza Boltonu posunal sie jeszcze dalej, bo przez caly mecz nazwisko ex-Kanoniera towarzyszylo mu na opasce kapitanskiej. Byc moze dlatego Francuz rozegral kapitalne spotkanie, chyba najlepsze w barwach Red Bulls do tej pory. Juz w 3.min to dzieki niemu gospodarze wyszli na prowadzenie. Fatalny blad popelnil Ross La Beaux, który bezmyslnie zagral do srodka, wprost pod nogi Titiego, który pognal na bramke gosci. Majac przed soba tylko kapitana Colorado Drew Moora ogral go zwodem i poslal pilke lewa noga w krótki róg bramki strzezonej przez Matta Pickensa. Stadion eksplodowal z radosci, a Henry utonal w objeciach kolegów. Lepszego poczatku gospodarze wymarzyc sobie nie mogli.

3 minuty pózniej bylo jeszcze lepiej. Henry otrzymal pilke w srodku pola od Marqueza i puscil w uliczke Coopera. Ten poradzil sobie z usilujacym zabrac mu pilke wslizgiem Marvellem Wynne i uderzyl prawa noga w dlugi róg nie do obrony. Nie minelo 6 minut, a nowojorczycy prowadzili juz 2:0! Na Red Bull Arena zapachnialo pogromem. Jednakze blyskawicznie zdobyte bramki ustawily mecz. Gospodarze ukontentowani prowadzeniem oddali inicjatywe pilkarzom z Colorado, którzy wygladali jak bokser po ciezkim nokaucie. Brakowalo im pomyslu na gre, nie szlo im srodkiem, nie funkcjonowaly skrzydla. Bili glowa w mur, a jedyne potencjalne zagrozenie jakie udalo im sie stworzyc pod bramka wybranego w przedsezonowym drafcie Ryana Meary wynikalo z niezlego wykonania dwóch rzutów wolnych. Bezposrednie uderzenie Tony’ego Cascio poszybowalo jednak nad poprzeczka, a przy strzale glowa Jaime Castrillona ladna parada popisal sie Meara. Wiecej okazji bramkowych juz nie bylo i wynik do przerwy nie ulegl zmianie.

Titi "kicked ass" - doslownie i w przenosni
7 minut po przerwie gospodarze zdobyli trzeciego gola. Znowu w roli glównej znalazl sie Henry, który rozgrywal swietna partie. Kolejny nowy nabytek Czerwonych Byków Wilman Conde (który w sezonie 2008 gral w Chicago Fire z Tomaszem Frankowskim) popisal sie boiskowa inteligencja blyskawicznie wrzucajac pilke za obronców z rzutu wolnego. Francuz wpadl w pole karne i mimo asysty Moora po swojemu zawinal pilke prawa noga tak, ze zatrzepotala ona w siatce.

Ten gol sprawil, ze goscie postawili na frontalny atak, ale nic oprócz lekkiej przewagi nie udalo im sie uzyskac. Dopiero w 77.min. 29-krotny reprezentant Kolumbii Castrillon wyluskal pilke w srodu pola nonszalancko grajacemu Marquezowi (który do tej pory rozgrywal calkiem niezla partie) i trafila ona do Omara Cummingsa. Jamajczyk uderzyl po profesorsku, technicznie i precyzyjnie w prawy górny róg zbyt daleko wysunietego od bramki Meary.

Henry i spólka cztery razy doprowadzili swoich fanów
do ekstazy.
Do konca spotkania pozstalo nieco mniej niz kwadrans, ale goscie nie poszli za ciosem. I kiedy wydawalo sie, ze wynik meczu juz nie ulegnie zmianie Henry zagral do szarzujacego lewa flanka Roya Millera. Byly gracz Rosenborg Trondheim i aktualny kadrowicz Kostaryki zagral mocna pilke wzdluz bramki. Tam czyhal juz niemal dwumetrowy Cooper, który byl naciskany przez obronce, ale upadajac zdolal skierowac pilke do siatki. Bylo to trzecie trafienie Amerykanina w tych rozgrywkach.

W 3.min doliczonego czasu gry szanse na skompletowanie hat-tricka mial niewatpliwy bohater spotkania Henry, ale po wymanewrowaniu obroncy jego zbyt lekki strzal tym razem nie sprawil klopotów Pickensowi.

Nowy Jork wygral zasluzenie i zdobyl pierwsze punkty w sezonie, ale poziom meczu chyba nieco rozczarowal. Oprócz poczatków i koncówek obu polów z boiska wialo bowiem nuda. Mimo to kibice opuszczali stadion zadowoleni i nikt nie bedzie mial nic przeciwo temu, aby ten sam scenariusz powtórzyl sie za tydzien w meczu z beniaminkiem z Montrealu. Jesli Henry bedzie w takim samym gazie jak dzis to o okazaly wynik mozna byc spokojnym.

III kolejka MLS 2012:
Red Bull Arena, 25 marzec 2012, 16:00

New York Red Bulls - Colorado Rapids 4:1 (2:0)
1:0 - Henry (3), 2:0 - Cooper (6), 3:0 - Henry (52), 3:1 - Cummings (77), 4:1 - Cooper (90)

Sedziowal: Jorge Gonzalez
Widzów: 21,024

Relacja: Tomek Moczerniuk
Zdjecia: Danny Blanik
papatomski.blogspot.com