Drzewa puszłasowe mają piękne, puszyste korony w ciepłych kolorach. Żółte, cyklamenowe, pomarańczowe. Kołyszą się delikatnie, osadzone na wiotkich, białych pniach. Rosną w spokojnej krainie, wśród malowniczych pagórków i potoków. W ich cieniu żyją szczęśliwe zwierzaki, tańczące ryby, misie – pluszaki, łabędzie. I Lorax – strażnik drzew.
Lorax, fot. UIP
W idealny świat rześkim krokiem wkracza człowiek. Z puszystej korony drzewa tworzy swój pierwszy produkt – tzw. chciak, czyli bezsensowną rzecz do noszenia na głowie, szyi lub gdziekolwiek. Jak wiele idiotycznych produktów, chciak odnosi spektakularny sukces. Młody wynalazca łamie słowo dane Loraksowi i sprowadza do doliny koparki i piły. Chwilę później nie ma już zwierząt, drzew i rzeki, na ich miejscu znaleźć można ściek, smętne pniaki i idealne miasto z plastikowymi świecącymi drzewkami, szczelnie otoczone murem. Lata muszą minąć, zanim pewien chłopak imieniem Ted postanowi wyjść poza mury i rozwiązać tajemnicę wymarłych drzew.
Czyste i przyjazne miasteczko Chciakowo (a jakże!) dorosłym widzom przypomina zamknięte światy znane z „Truman Show”, a może i „Seksmisji”. Ale przypomina także nasze własne, coraz bardziej wyczyszczone miasta. Jego plastikowe ulice, domy, place i sklepy przerażająco niewiele różnią się od naszych, powiedzmy, w przeddzień Świąt Bożego Narodzenia. Mieszkańcy Chciakowa są szczęśliwi i dumni ze swojego miasta, do czasu co prawda, kiedy ktoś im przypomni, że jeszcze kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu świeże powietrze pochodziło z fotosyntezy, a nie z butelek rozwożonych co tydzień przez krzepkich kurierów.
Można więc i tak. Bez proekologicznych haseł, nachalnej i agresywnej ideologii i marszów w obronie. Drzewo puszłasowe i jego strażnik z wielkimi wąsami raczej nie nadają się na plakat. Prościutka fabuła, którą rozumie każdy czterolatek i pięknie zaśpiewane, melodyjne (o dziwo) piosenki przemawiają do małych widzów bardziej, niż każda pogadanka o konieczności dbania o przyrodę. I nikomu nie przeszkadza nawet to, że puszłasy nie są zielone.
Tytułowy Lorax i jego przyjaciele, fot. UIP
Jako rodzic czuję się w obowiązku zrobić jedno zastrzeżenie. To nie jest tylko kolorowa, rozśpiewana bajka, którą zachwycone dzieciaki przyjmują bez zastrzeżeń. Zdewastowany świat zza muru budzi u nich autentyczny strach - czy to przez kontrast, czy przez pamięć o tym, jak wyglądał 15 minut wcześniej. Dramatyczna ucieczka Teda przed stróżami idealnego porządku nas śmieszy, ale dzieci przeraża. Choć w filmie nie znajdziecie ani jednej tradycyjnie rozumianej sceny przemocy, mali widzowie głęboko przeżywają upadek ostatniego drzewa i odejście zwierzaków. Podobnie, jak pączkowanie jedynego, ocalałego nasionka, w którym zawarta jest nieśmiała nadzieja na przywrócenie naturalnej równowagi między naturą a cywilizacją. Twórcy filmu szczęśliwie powstrzymali się od patosu i wyciskania łez, ograniczając się do oszczędnego komunikatu, że owa nadzieja nadal jest i od nas zależy, czy ją należycie spożytkujemy.
Plastikowe okulary 3D spokojnie możecie zostawić w domu. Ogląda się świetnie i bez nich. Pewnie dlatego, że akurat twórcy "Loraksa" mieli widzom coś ważnego do opowiedzenia.
Anna Wróblewska
Źródło: Portalfilmowy.pl