O ile socjalizm jest potworem o twarzy pięknej księżniczki, o tyle kapitalizm w wydaniu akademickich klasyków jest mitem, który nie ma szans w starciu z rzeczywistością.
Idealny i sprawiedliwy kapitalizm oparty o wolną grę rynkową, którego ideologiczną podwalinę stanowi liberalizm narodził się w głowach akademickich profesorów i ekonomistów. W teorii brzmi pięknie i porywająco, w realnej rzeczywistości jest mitem, nierealistyczną utopią, która jednak tym różni się od mitologii socjalistycznej i marksistowskiej, że próby jej wcielenia w życie nie prowadzą do społecznej i gospodarczej katastrofy. Nigdzie, w żadnym państwie na świecie nie istnieje system w pełni wolnorynkowy. Ponieważ jako mit istnieć nie może.
Akademicy i uczeni od dziesięcioleci dowodzą, że kapitalizm nie może funkcjonować bez ugruntowanej ludzkiej moralności oraz elementarnej uczciwości. System ten pozbawiony tych elementarnych reguł zamienia się w mafijny feudalizm, w którym zamiast wolności i odpowiedzialności króluje wyzysk, korupcja i złodziejstwo. Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić co jednak oznacza, że sami autorzy teorii wolnego rynku pośrednio przyznają, iż wymyślili książkową utopię. Dlaczego?
Tutaj należało by wrócić do liberalizmu, która to wolnościowa filozofia gloryfikujaca jednostkę kosztem kolektywizmu stanowi podwalinę współczenego kapitalizmu, zwanego często neoliberalizmem. Liberalizm opiera się częściowo na naiwnej wierze, że jeśli zapewni się człowiekowi odpowiednią ilość wolnej inicjatywy, ten sam najlepiej zadba o swój byt. Stąd współczesny liberalizm gospodarczy wrogo traktuje wszelką ingerencję państwa i polityki, zarówno w gospodarkę i rynek, jak i w ludzką inicjatywę. I wedle mnie w tym momencie sytuacja zaczyna się komplikować. Otóż liberalizm mówi o wolności ale także o odpowiedzialności za podejmowane decyzje, co w skali całego państwa z reguły okazuje się mirażem. Jakkolwiek ów filozofia może sprawdzić się w skali mikro, to w wymiarze makro jest fikcją. Zakłada ona bowiem, że ludzie są z natury dobrzy, co nie jest aż tak oczywiste. Jeśli wzielibyśmy na przykład tysiąc losowo wybranych osób i dali im prosty wybór: uczciwie zarobisz mniej albo nieuczciwie zarobisz więcej i nic nie będzie ci za to grozić, to mamy niemal pewność, że większość badanych wybierze opcję numer dwa. Ludzka natura jest ułomna, wodzona na pokuszenie, chciwość często bierze górę nad moralnością a pęd ku zyskowi jest silniejszy od sprawiedliwego podziału. Właśnie z tego jakże prozaicznego powodu niemożliwe jest osiągnięcie idealnego systemu kapitastycznego opartego jednocześnie na wolności i sprawiedliwości.
Wolny rynek, który stanowi fundamentalną zasadę kapitalizmu w rzeczywistości polega na ludzkiej działalności, której motorem jest zysk. Tak wygląda rzeczywistość. Ów system sprowadza się do drapieżnej walki o klienta, o pieniądz, o wpływy w gospodarce. Na nic zdają się wydumane teorie książkowe o sprawiedliwym rynku, właśnie z powodu ludzkiej ułomności o czym pisałem powyżej. Toczy się nieustanna gra gdzie wygrywa najsilniejszy, a jak pokazuje życie, często odbywa się to bądź na granicy, bądź też z przekraczaniem prawa. Po co szef dowolnej firmy w naszym kraju ma zapłacić pracownikowi więcej skoro może mniej? Jak to się ma do naiwnej wiary teoretyków liberalnego kapitalizmu w jednostkę? Otóż zbyt daleko posunięta wolność jednostki, zwłaszcza w gospodarce, oraz przy udziale skorumpowanych elit politycznych prowadzi do sytuacji gdzie zaczynają rządzić prawa dżungli. Sliny przejmuje słabego i staje się jeszcze silniejszy, zaś coraz większa rzesza społeczeństwa pracującego dla poszczególnych przedsiębiorców staje się bezkształtną, przedmiotową masą, narzędziem służącym wypracowywaniu zysków i niczym więcej.
Czy ktoś pamięta jeszcze głośny skandal z przed paru lat, kiedy to w sklepach sieci "Biedronka" kobiety w ciąży zmuszano do przeciągania ważących po kilkaset kilogramów palet z towarem? Przez media przetoczyła się w związku z tym ogromna burza. W telewizyjnej debacie pojawił się pewien arogancki pajac w drogim garniturze, niejaki Jan M. Fijor i stwierdził, że "przecież nikt nikogo do pracy nie zmusza!" Tym samym dał pracownicom "Biedronki" do zrozumienia, że jeśli niewolniczy tryb pracy ponad siły im nie odpowiada, mogą się zwolnić i umrzeć sobie z głodu.
Tak więc liberalna wiara w sens wolności jednostek w połączeniu z człowieczą podłością może prowadzić do tego, że tej wolności pozbawiane są inne, słabsze jednostki, czyli na przykład ludzie pracujący u danego kapitalisty. W tym momencie dochodzimy do sytuacji, gdzie naiwne teorie akademickie z atrakcyjnego książkowo kapitalizmu czynią feudalnego twora, który spycha całe ludzkie rzesze w rolę najemników pracujących często ponad siły i za coraz bardziej marne stawki. Wszak mordercza konkurencja musi trwać. Tylko pieniądz staje się ważny, człowiek przestaje się liczyć, kto nie daje sobie rady niechaj umiera z głodu. Demagogia? Niekoniecznie. Wolnorynkowa ortodoksja w wydaniu choćby Miltona Friedmana i szkoły chicagowskiej postulowała niemal całkowite wycofanie się państwa z gospodarki. W praktyce oznacza to puszczenie wszystkiego na zasadzie "niech się dzieje". Co ciekawe, sam Friedman przyznał pod koniec życia, że to był z jego strony błąd. A więc znów okazało się, że jednak wolny rynek nie zawsze ma rację a naiwne hasła o "niewidzialnej ręce rynku" to zwyczajne bajdurzenie sędziwych dziadków-profesorów, którzy nigdy nie pracowali w żadnej prywatnej firmie, całe życie siedząc za murami uniwersytetów i wymyślając swe oderwane od życia fantazje. Część analityków nie bez racji twierdzi, że friedmanowscy ortodoksi wolnego rynku znacznie wypaczyli liberalizm Adama Smitha.
Wybitny amerykański prezydent Ronald Reagan, guru wszystkich ortodoksyjnych zaklinaczy rzeczywistości, był jednym z tych, którzy podzielali naiwną wiarę w "niewidzialną rękę rynku". Na fali tej wiary jedną z decyzji Reagana w 1981 roku było zderegulowanie sektora usług finansowych. W latach następnych proces ów doprowadzono na skraj absurdu. Efekt nastąpił 15 września 2008 roku kiedy upadł jeden z napoteżniejszych banków inwestycyjnych na świecie, Lehman Brothers, co stało się początkiem największego wstrząsu gospodarczego w nowożytnych dziejach świata. Kilka globalnych holdingów finansowych, największy z nich to JP Morgan, trzyma dziś w swoich skarbcach aktywa warte setki bilionów dolarów i emituje w świat tosyczne, skomplikowane instrumenty finansowe, głównie derywaty, których wartość przekracza bogactwo całego ziemskiego globu. Świat stoi na krawędzi w pewnym sensie. Dlaczego o tym pisze? Ponieważ ideologiczną podwaliną tego procesu była właśnie dziecinna, neoliberalna wiara w samoregulujący się rynek. Skutki są niestety katastrofalne. Reagan stwierdził kiedyś, że "najważniejszym obowiązkiem biznesu wobec narodu jest przywrócenie gospodarczego dobrobytu". Biznes, owszem, zapewnił dobrobyt, głównie sobie, za co narody zapłaciły bezrobociem, skokową biedą, utratą mieszkań i wielkim rozwarstwieniem społecznym. Taki jest efekt bajek o rynku, który "ma zawsze rację".
A zatem, co? Skoro sprawiedliwy kapitalizm jest niemożliwy, socjalizm nierealny a keynesizm nieskuteczny, to co? No właśnie, co? Do tej pory nikt nie wymyślił żadnych nowych reguł gry. Otóż autor tego tekstu, jako laik, uważa, że największe nieszczęście - jak zawsze zresztą - leży w sferze polityki. Skoro historia dowiodła, że radykalne ograniczanie roli państwa w gospodarce się nie sprawdza, a jednocześnie interwencjonizm w wydaniu J.M. Keynesa również zawodzi to należałoby wymagać od elit politycznych mądrej polityki gospodarczej. Na czym miałaby ona polegać? Przede wszystkim na okrerśleniu poziomu regulacji. Regulować ściśle najbardziej ryzykowne sektory, na przykład finansowy i bankowy, ale jednocześnie zderegulować te sfery przedsiębiorczości gdzie regulacje szkodzą. Doświadczenia historii gospodarczej XX wieku, okresy hossy i bessy, prosperity i kryzysów, pozwalają na jasne określenie gdzie państwo jest potrzebne, a gdzie nie powinno się wtrącać. Do tej pory nikt tego nie uczynił bo dobrze wiemy jacy są współcześni politycy, i w USA, i w UE, i w Polsce. To oddzielny temat na osobny tekst.
W tym artykule próbowałem - jako laik - dowieść, iż wolny rynek oparty na liberalnej filozofii wolności, jako sprawiedliwy dla wszystkich system jest zwyczajną fikcją.
Jeśli szanowna elita dogmatyków i teoretyków z tytułami twierdzi co innego, proszę o wskazanie jednego jedynego kraju na świecie, gdzie ten wyimaginowany, sprawiedliwy dla wszystkich system funkcjonuje bądź kiedykolwiek funkcjonował. Niestety, nawet najwybitniejsze teorie ekonomiczne wypadają blado w starciu ze złożoną rzeczywistością. Zawsze będzie istniała pokusa aby nieuczciwie zarobić, aby wyzyskać pracownika, aby kombinować. Wszak ludzie są tylko ludźmi. Naiwna wiara w wydumane teorie ekonomiczne podobna jest do bezmyślnego szofera, który nie mając pojęcia o trasie zdaje się całkowicie na "mądrość" nawigacji samochodowej. Zaś liberalizm gospodarczy w wersji ortodoksyjnej o tyle przegrywa z realną rzczywistością, że na każde - nawet najbardziej skomplikowane pytania - udziela banalnie prostych, przeważnie tych samych odpowiedzi.
Jeszcze do niedawna sam byłem zwolennikiem rynkowego dogmatyzmu i zaprzysięgłym neoliberałem gospodarczym. Jednak życie uczy człowieka pokory i dystansu do wielu spraw. Także do akademickiej nauki, która nijak nie przystaje do skomplikowanej rzeczywistości.
Stąd wynika potrzeba mądrego prawa i ingerencji państwowej tam, gdzie jest to konieczne oraz w odpowiednim zakresie. Tylko, że na horyzoncie nie widać wizjonerów, którzy potrafili by ogarnąć tę skomplikowaną materię. I tutaj jest pies pogrzebany.
Łukasz Grysiak