Do starego pastora przyszło kilku młodych ludzi i zadało mu takie pytanie:
- Powiedz nam, jak można rozpoznać, kto jest na właściwej drodze do Chrystusa, a kto popadł w herezję.
- Po co? – stary pastor wyglądał na lekko zaskoczonego
- Ach, bo przecież chcemy dojść do Chrystusa. Ale każdy próbuje inaczej. Jedni uważają, że się więcej modlą, inni, że więcej czasu spędzają na głoszeniu ewangelii, inni lepiej znają Pismo Święte, inni znają teologiczne subtelności, a jeszcze inni twierdzą, że się bardzo dawno temu nawrócili i dlatego mają głębszy wgląd w prawdy chrześcijańskie. Niektórzy mówią nawet tak: „mój ojciec był chrześcijaninem i dziadek, doliczając ojca i dziadka jestem chrześcijaninem sto lat, cóż wy możecie o tym wszystkim wiedzieć?”
- Po co wam ta wiedza, kto jest doskonalszy i to dążenie do doskonałości?
- Chcemy wiedzieć, która droga najpewniej prowadzi do Chrystusa, kogo na tej drodze naśladować, jak się doskonalić, aby móc świecić jak to „miasto na górze”. Chcemy świecić dla nienawróconych, aby widząc nas, nawracali się. Chcemy pomagać innym.
- Och – zmartwił się stary pastor – jeśli chcecie świecić, to już wpadliście po uszy do piekła. Czy Chrystus nie ostrzegał nas przed modlitwą na pokaz, przed dobroczynnością na pokaz? W tej całej „chęci świecenia” jest pozornie szlachetna motywacja – „ja chcę przyprowadzać ludzi do Chrystusa, ja chcę im pomóc”. W rzeczywistości jest to tylko jedna z masek, którą przybiera nasz egoizm. „Ja” chcę świecić. „Ja” chcę mieć sukcesy w nawracaniu innych. „Ja” chcę być podziwiany i chwalony. To jest nic więcej jak „ja, mnie, moje”. O Chrystusie tu się tylko mówi, ale żywego Chrystusa w tej postawie nie ma.
- A porównanie między nami? Kto jest prawdziwym chrześcijaninem, a kto już popadł w herezję?
- Rywalizacja w życiu chrześcijańskim? – stary pastor zmarszczył brwi – Jeśli porównujesz się z bratem lub siostrą w Chrystusie to jesteś sto razy gorszy od bogacza, który chełpi się swoją dobroczynnością. Wpadliście do piekła nie tylko po uszy, ale wręcz po sam czubek głowy. Nie oceniajcie się nawzajem, bo będziecie jak ten faryzeusz, który dziękował Bogu, że nie jest celnikiem. Nie oceniajcie nawet sami siebie, nie oceniajcie nieustannie swojego duchowego wzrostu – „Och, jestem dobrym chrześcijaninem, och, jestem kompletnie beznadziejny”. Wtedy zachowujecie się jak ogrodnik, który codziennie wykopuje roślinki z ziemi, żeby zobaczyć czy się dobrze ukorzeniły. Roślinki nie wytrzymają takiego ciągłego sprawdzania, zwiędną. To samo będzie z waszym życiem duchowym.
- Życie duchowe nie ma żadnych stopni, ani poziomów, żadnych dróg lepszych, ani gorszych. – mówił dalej stary pastor – Chrystus nie jest niczym w rodzaju celu, do którego dążymy. Och, zostało mi jeszcze dwa kilometry do Jezusa, och jeszcze kilometr, muszę się bardziej wysilić. Och, ten człowiek nawrócił się rok przede mną, jest 500 metrów bliżej Chrystusa. Och, ten człowiek się nie stara, muszę go szturchnąć i połajać. To przecież brzmi śmiesznie, prawda? A wiecie dlaczego to brzmi śmiesznie? Bo Chrystus nie jest celem na drodze. Chrystus jest Drogą. Ktokolwiek wejdzie na tę Drogę już przebywa w pełni Chrystusa. Nie w jakimś kawałku Chrystusa. W pełni. Bez względu na to, czy nawrócił się mając lat siedemnaście, czy siedemdziesiąt, bez względu na to, czy jego rodzice byli chrześcijanami, czy gangsterami, bez względu na to, co sam dotąd robił. Pamiętacie przypowieść o robotnikach w winnicy?
- Tak. Każdy otrzymał takie same wynagrodzenie, bez względu na to, czy pracował cały dzień, czy godzinę.
- Takie samo. Nie można dostać „kawałka Chrystusa”. Nie można dostać „lepszego kawałka, za większy wysiłek”. Sam Chrystus powiedział: „Każdy, kto we mnie wierzy, już przeszedł ze śmierci do życia”. Zwróćcie uwagę „już”. Nie ma żadnych stopni i szczebli. Nie ma żadnych zasług związanych z czasem pracy, czasem wiary. Nie ma żadnej oceny wysiłku. W ogóle nie ma wysiłku. Chrystus powiedział, że jego uczniowie trwają w nim, a on w nich. Jesteśmy jedno z Chrystusem i ze sobą nawzajem. Już mamy wszystko, niczego nie potrzeba. Już jesteście w pełni doskonali. Ok? Po prostu wytrwajcie na tej Drodze jaką jest Chrystus, odrzućcie wszelkie ocenianie, osądzenie, wszelkie lubię-nie lubię, wszelkie ja, mnie, moje. Po prostu idźcie tą drogą. Tylko tyle.
Marek Błaszkowski