O tym, jak funkcjonuje komunikacja autobusowa w Chicago pisałam już kilkakrotnie, więc nie będę się powtarzać. Jednak jako że ostatnimi czasy znów przyszło mi korzystać z tego przybytku, miałam okazję być świadkiem kilku sytuacji związanych bardziej lub mniej ściśle z transportem miejskim, a także obrazujących nieco mentalność Chicagowian.
Sytuacja 1.
Piątek, godzina 8-9 rano. Wsiadam do autobusu nieudolnie starając się powstrzymać ziewanie, a tu wita mnie szeroki uśmiech kierowcy oraz radosny okrzyk: "Good morning! Have a happy Friday!". I jak tu nie kochać Amerykanów? :)
Sytuacja 2.
Ano można. Tłok w autobusie. Na jednym z siedzeń siedzi staruszka, przy siedzeniu obok tak postawiła swój balkonik, że skutecznie zablokowała możliwość skorzystania z krzesełka. Pech chciał, że stałam akurat obok niej. Jędza zaczęła wymachiwać nogami w ten sposób, że lekko mnie kopała. Użyłam najbardziej pogardliwego ze swoich spojrzeń i odsunęłam się nieco, ale stwierdziłam, że nie będę wdawać się w dyskusję. Po chwili zwolniło się miejsce w dalszej części autobusu i poszłam usiąść. Z dwa przystanki dalej moim miejscu stanął młody czarnoskóry chłopak. Nie postał tam jednak długo, bo jędza bezczelnie go odepchnęła i kazała się przesunąć!
Sytuacja 3.
Zauważyłam, że dobre 90% kierowców autobusów to Afroamerykanie. I dobre 40% to kobiety. Jednak, jak dobrze wiemy, charakter człowieka niewiele ma wspólnego z płcią, a jeszcze mniej z rasą. Także wśród kierowców autobusów trafiają się różni ludzie.
Pewnego razu jechałam autobusem kierowanym przez czarnoskórego mężczyznę. Tłok w autobusie nieziemski (jak na tutejsze warunki). Kierowca najwyraźniej nie w humorze, co chwila pokrzykuje tylko do pasażerów: "Hold on! Hold on!". Ruszamy z kolejnego przystanku, a tu przed autobus wybiega mężczyzna obładowany torbami z zakupami i robiąc minę kota ze "Shreka" prosi o zatrzymanie się i zabranie go. Kierowca robi niechętną minę, ale zatrzymuje autobus. Mężczyzna wsiada, ale rąk mu brakuje na złapanie się czegokolwiek, co nie byłoby torbą z zakupami.Kierowca wywraca oczami i krzyczy "Hold on! Hold on!". Mężczyzna chyba nie mówił po angielsku (może nawet był Polakiem), bo mam wrażenie, że nie wiedział kompletnie, o co kierowcy chodzi. W końcu udało mu się usiąść, i dopiero wtedy autobus ruszył. W kraju, gdzie pozwać można za wszystko, wydaje się to dosyć sensowne.
Sytuacja 4.
Niektórzy ludzie oczywiście mieliby swoją teorię na wytłumaczenie zachowania kierowcy.
Stoję sobie któregoś dnia na przystanku na Jackowie i czekam na spóźniający się już sporo autobus do domu. Poza mną na przystanku stoją dwie kobiety- na oko 70 i 45 lat. Polki. Rozmawiają między sobą, a ja nie przyznaję się, że również mówię po polsku. Fragment rozmowy:
70: Się już tyle spóźnia, ale żeby kogoś zabrać po drodze, to się nie zatrzyma!
45: A żeby pani wiedziała!
70: Bo ci czarni to tylko swoich biorą, a jak widzą że Polak biegnie to się nawet nie zatrzymają!
45: Prawda! Ile razy ja biegłam, prosiłam żeby się zatrzymał, to nigdy! Bo oni tak złośliwie, że biała, że Polka, to się nie zatrzymają! Na złość robią. Oni tylko swoich zabierają.
(btw- cały czas nie mogę dojść do tego, jak rozpoznać po biegnącym człowieku, że to Polak...)
Podjeżdża autobus, kierowany przez Afroamerykanina.
70: O, przyjechał w końcu małpiszon!
Bez komentarza.
Swoją drogą byłabym bardzo wdzięczna, gdyby ktoś wytłumaczył mi jedną kwestię: przez większość życia na czarnoskórych ludzi mówiłam "Murzyni" będąc przekonana, że jest to określenie o neutralnym wydźwięku. Aż tu nagle ktoś kiedyś uświadomił mnie, że jest to określenie pejoratywne i trzeba mówić "Afroamerykanie". Ale czemu? Czy w takim razie na nas powinno mówić się "Euroamerykanie"? Kwestie pseudorasizmu są dla mnie kompletnie niezrozumiałe...
Paulina
za-oceanem.blogspot.com