Jaką postawę powinien przyjąć chrześcijanin wobec pogłębiającego się kryzysu ekonomicznego i moralnego, jaki przeżywa obecnie ustrój kapitalistyczny? Apelować o utworzenie globalnego rządu i zerwanie z „bałwochwalstwem rynku”, jak to uczynił Watykan w październiku tego roku? A może podkreślać zalety „wolnej gospodarki” śladem księdza Sirico? A może jeszcze inaczej? Wprost potępić ślepą chciwość bankierów i przystąpić do „oburzonych” reaktywując we współczesnej formie teologię rewolucji lub teologię wyzwolenia?
Sirico i „duchowy wymiar kapitalizmu”
Robert Sirico widzi w działalności przedsiębiorców „Boże powołanie”. Przedsiębiorca to człowiek twórczy, który stawia czoła ryzyku w sposób racjonalny, przyjmuje odpowiedzialność za siebie i innych, otwiera pozostałym ludziom nowe perspektywy. Zdaniem księdza Sirico kapitalizm oparty na wolnej przedsiębiorczości prowadzi do dużej bardziej efektywnego rozdziału bogactwa niż systemy, które wprost stawiają sobie za cel „sprawiedliwość społeczną”.
Dla Sirico najwartościowszą ludzką cechą jest „inicjatywa twórcza”, a zagrożeń dla tej inicjatywy upatruje w nadmiernej ingerencji w gospodarkę poprzez biurokrację państwową. Dla poparcia tego stanowiska powołuje się na wydane w latach 80-tych encykliki papieskie: Sollicitudo Rei Socialis, Centesimus Annus oraz Laborem Exercens.
Można jednak zauważyć, że czas dość brutalnie weryfikuje poglądy księdza Sirico na gospodarkę kapitalistyczną. Po upadku Muru Berlińskiego i opanowaniu przez kapitalizm obszarów zajmowanych dotąd przez wrogą mu socjalistyczną „gospodarkę nakazowo-rozdzielczą” wcale nie doszło do powstania wspólnoty „wolnych i twórczych przedsiębiorców”. Wręcz przeciwnie. Przedsiębiorcy, a już szczególnie przedsiębiorcy wykazujący się „twórczą inicjatywą”, są gatunkiem wymierającym i w gospodarce światowej nie odgrywają, i prawdopodobnie już nigdy nie będą odgrywać, żadnej roli.
Globalne niewolnictwo
Akumulacja kapitału doprowadziła do tego, że gospodarkę światową zdominowały gigantyczne korporacje, dla których partnerami są tylko rządy największych państw. Dla rządów państw nieco mniejszych pozostaje miejsce w korporacyjnym przedpokoju, o ile nie wprost za drzwiami.
Struktury państw i globalnych korporacji, zwłaszcza finansowych, przenikają się. Dzisiejszy premier jutro staje się korporacyjnym funkcjonariuszem, a pojutrze rządowym doradcą. Podejmując decyzje gospodarcze rządy zawsze biorą pod uwagę „reakcję rynków”. Pod tym eufemistycznym określeniem kryje się opinia korporacyjnych decydentów, czyli byłych (lub przyszłych) pracodawców ministrów, posłów etc.
Ta polityczno-korporacyjna elita zaczyna przypominać średniowiecznych panów feudalnych, którym się wszystko należało z racji urodzenia, a nie z racji posiadania zaufania współobywateli. Dysponując globalnymi narzędziami kształtowania opinii publicznej nie muszą się w ogóle przejmować czymś takim jak wyborcza weryfikacja. Zresztą w Unii Europejskiej zrezygnowano nawet z demokracji fasadowej. Czy ktoś potrafi wyjaśnić, jak można demokratycznie zweryfikować decyzje Komisji Europejskiej? Albo jak może Polak lub np. Grek odnieść się do decyzji tandemu Merkozy (oczywiście poza wyrażeniem czołobitnego zachwytu, który w każdym feudalizmie jest mile widziany)?
Obecnie globalny system kapitalistyczny opiera się na następującym schemacie. Banki generują pieniądz bezgotówkowy, który w formie nachalnie reklamowanych kredytów jest wciskany obywatelom. Następnie obywatele rozstają się z tym pieniądzem nabywając nachalnie reklamowane dobra i stają się dożywotnimi (albo wręcz dziedzicznymi) niewolnikami korporacji finansowych. Na spłatę długów pracują w globalnych korporacjach, gdzie wartość produktów i usług jest kreowana przez reklamę, a tylko w znikomym ułamku przez pracę. Twórcza inicjatywa jest ostatnią rzeczą, której potrzebują korporacje ograniczające się do egzekwowania procedur od swoich niewolników.
Globalna spekulacja, a także potrzeba ciągłego napędzania koniunktury długiem, powoduje, że system jest niestabilny i wymaga interweniowania państw. Giełdy tańczą w rytm oświadczeń politycznych, a wszystko to kotłuje się w jednej polityczno-korporacyjno-feudalnej rodzinie.
Uprawianie „wolnej przedsiębiorczości” jest możliwe tylko przez krótkie okresy czasu na incydentalnie pojawiających się „niszach rynkowych”. Jest to pomijalny margines rynku.
Czy to jest socjalizm?
Oczywiście nie taki system gloryfikował ksiądz Sirico – zwolennik ludzkiej, „twórczej inicjatywy”. Stronnicy „kapitalizmu wolnorynkowego” twierdzą, że obecny system to już w ogóle nie jest kapitalizm, lecz socjalizm, gdyż w systemie tym dużą rolę odgrywa biurokracja państwowa. Być może częściowo mają rację.
Kapitalizm to system oparty na własności prywatnej, a obecnie zglobalizowana własność prywatna zdominowała , zdemoralizowała i zwyczajnie skorumpowała (w szerokim znaczeniu tego słowa) struktury państwowe i ponadpaństwowe. I posługuje się tymi strukturami do własnych celów. Także „prywatyzując” zyski i „uspołeczniając” straty.
Czy powrót do „kapitalizmu wolnorynkowego” opartego na twórczej, ludzkiej inicjatywie w ogóle byłby jeszcze możliwy?
I czy w ogóle kiedykolwiek istniał kapitalizm oparty na twórczej ludzkiej inicjatywie? Czy robotnicy stojący przy taśmach produkcyjnych mogli się wykazywać większą „twórczą inicjatywą” od dzisiejszych korporacyjnych wyrobników?
Watykan i wezwanie do stworzenia „rządu światowego”.
Papieska Rada Iustitia et Pax dostrzegła powyższe patologie i w październiku tego roku wezwała do stworzenia światowej władzy gospodarczej opartej o struktury ONZ. Czym się kierowała Rada? Przede wszystkim spostrzeżeniem, że „realna gospodarka” została zdominowana przez globalne interesy spekulacyjne, a o sytuacji na rynkach finansowych decydują rządy największych państw. Rządy te działają w interesie „zaprzyjaźnionych” spekulantów (m. in. wspierając ich finansowo) ignorując interesy większości mieszkańców świata. Świat ponosi skutki chciwości nielicznej grupy.
Remedium na te problemy miałoby być utworzenie, w oparciu o struktury ONZ, Światowego Banku Centralnego, instytucji, która złagodziłaby wpływ spekulacji na gospodarkę światową, a ponadto działała w interesie całej ludzkości, a nie tylko wąskiej grupy finansowych elit. Jednym słowem: na globalne problemy – globalne lekarstwo.
Papieska Rada, poprzez wyposażenie globalnych instytucji w realną władzę, chciałaby powrócić do polityki jako zajęcia uprawianego w interesie ogółu ludzi. Obecnie uprawianie polityki jest bliskie pełnieniu służby na wielkich finansowych dworach.
Godząc się z krytyką dzisiejszej sytuacji przeprowadzoną przez Radę Iustitia et Pax trudno mi jednocześnie uwierzyć w skuteczność lekarstwa. Struktury ONZ to kolejne niewybieralne, przed nikim nie odpowiadające struktury biurokratów.
Dwie drogi do niewolnictwa
Dwadzieścia kilka lat temu, likwidując system „demokracji ludowej”, światu wydawało się, że uniknął zagrożenia globalnym niewolnictwem. ZSRR wyraźnie bowiem deklarował, że zamierza stworzyć Światowy Związek Republik Radzieckich, w którym działalność gospodarcza i polityczna będą wymieszane, a całością ludzkiej aktywności będą kierować państwowi biurokraci.
Obecnie, mimo „obalenia komunizmu”, jesteśmy bliżej niewolnictwa niż trzydzieści lat wcześniej. Struktury gospodarcze i polityczne wymieszały się, a kontrolę nad naszym życiem przejmują biurokraci, którzy przed nikim nie odpowiadają. Propagandę „realnego socjalizmu” zastąpiła kapitalistyczna reklama. Ot, i cała różnica.
Chrześcijańska recepta na kryzys
Pozostaje powrócić do postawionego na początku pytania. Jak powinien postąpić chrześcijanin wobec ekonomicznego i moralnego kryzysu kapitalizmu?
Odpowiedź jest prosta. Człowiek pozbawiony oparcia w Chrystusie zawsze będzie „ześlizgiwał się” w niewolnictwo. Każda droga bez Chrystusa jest drogą do niewolnictwa.
Chrystusa zaś nie można nikomu narzucić jako doktrynalnego i politycznego rozwiązania. Tę drogę każdy musi wybrać sam. Otwarcie się na Bożą perspektywę istnienia jest tajemnicą intymnej relacji człowiek-Bóg.
Człowiek nawrócony może być twórczym przedsiębiorcą, uczciwym pracownikiem, oddanym współobywatelom politykiem. Nie można jednak dokonać „generalnego ochrzczenia” wszystkich przedsiębiorców, wszystkich polityków lub wręcz całego ustroju kapitalistycznego (albo jakiegokolwiek innego).
Od czasów Konstantyna Wielkiego chrześcijaństwo uwikłało się w relacje z systemami władzy politycznej, próbując je legitymizować, kontrolować, poprawiać. Albo rewolucyjnie obalać jak Tomasz Muenzer lub niektórzy XX-wieczni teologowie.
Żadne z tych rozwiązań nie jest skuteczne. Ponieważ chrześcijańskim rozwiązaniem nie jest żadna doktryna społeczno-polityczna. Chrystus jest rozwiązaniem.
Marek Błaszkowski