N
ie miał kłopotów Mike "Imagine" Gavronski z odniesieniem siódmego zwycięstwa w karierze i było ono na tyle imponujące, że zakończyło się nokautem w czwartej rundzie. Szczęście miał również Joey Dawejko, drugi Polak walczący podczas piątkowej gali w Chicago, ale jego limit wystarczył tylko - a może raczej aż - do remisu.
Gavronski (7-0-1, 6KO) jechał do Chicago przekonany, że będzie walczyć z Williamem Brownem (6-4, 3KO), ale w ostatniej chwili miejsce białego Amerykanina zajął czarnoskóry Chris Greys (10-27, 2KO) z Michigan. Dla "Imagine" taka nagła zmiana nie stanowiła jednak żadnej różnicy i rozprawił się ze swoim przeciwnikiem po walce, w której dominował przez cały czas. Po jednym z jego ciosów w czwartej rundzie Greys upadł na deski i już się nie podniósł. Był to najmniejszy wymiar kary dla 36-letniego Jankesa, bo Gavronski już wcześniej zmarnował kilka szans na zakończenie walki.
Godzinę po Gavronskim do ringu weszli Joey Dawejko (6-0-1, 4KO) i Juan Carlos Robles (12-4-1, 5KO). Do tego momentu obaj stoczyli w sumie 20 walk, z których żadna nie zakończyła się remisem. Kiedyś musiał być ten pierwszy raz.
Pochodzący z Filadelfii Dawejko wszedł do ringu ubrany w szarą koszulkę z napisem "Polish Thunder" oraz srebrne spodenki z czarnym paskiem. Przy prezentacji towarzyszył mu jego promotor Dr. Mario Yagobi z Boxing360 oraz trener Brian McGinley.
Polak rozpoczął bardzo spokojnie, żeby nie powiedzieć leckeważąco. Ogolony na łyso Robles był bardziej aktywny i widać było, że jest dobrze przygotowany do walki. Mimo 35 lat na karku co chwila doskakiwał do Dawejki i częstował go lewym prostym. Polak przyjmował ciosy i szukał szansy na zadanie jednego, decydującego uderzenia. Kilka razy mocno i efektownie trafił Roblesa, ale ten nie zamierzał tanio sprzedać skóry.
W miarę upływu czasu Robles stracił nieco ze swojego animuszu. Obudził się za to Dawejko, który pod koniec drugiej rundy zaaplikował Jankesowi ładną kombinację na korpus i głowę, która nie była jednak na tyle mocna, aby powalić twardego "Wojownika" na deski.
Trzecie starcie do złudzenia przypominało poprzednie. Robles sporadycznie wyprowadzał pojedyncze ciosy, a Dawejko czekał na swoją szansę do końcówki rundy. Tuż przed gongiem przypuścił atak, który sprawił, że Robles zachwiał się na nogach, ale znowu zabrakło kropki nad 'i'.
Następne dwie rundy to niestety dominacja "El Guerrero", który zachował więcej sił i zwietrzył swoją szansę na zwycięstwo. Zaczął seryjnie atakować Polaka, ale ten na szczęście też nie jest ułomkiem i ma całkiem odporną na ciosy szczękę. Ofensywa Roblesa sprawiła, że Dawejko przestał walczyć i zaczął schodzić z linii ciosów.
Wydawało się, że o wszystkim zadecyduje ostatnia runda, ale obaj pięściarze wypadli w niej mniej więcej tak samo. Dawejko, któremu sił wystarczyło na 3-4 rundy zdołał wykrzesać z siebie resztki energii i przynajmniej nie markował walki. 14 lat starszy Robles ambitnie boksował do samego końca, ale ostatecznie nie zdołał przeprowadzić akcji, która mogła zadecydować o losie tego pojedynku.
Przy werdykcie cała sędziowska trójka była zgodna punktując walkę na 57:57. Polak remis - podobnie jak końcowy gong - przyjął z ulgą, bo obiektywnie stwierdzając Robles był chyba jednak minimalnie lepszy. Amerykanin z pewnością był w jego zasięgu, ale zabrakło zarówno kondycji jak i doświadczenia. Ale on ma przecież dopiero 21 lat, dlatego niech to będzie dla niego nauczką na przyszłość.
Tekst:
Tomek Moczerniuk